Najpierw staliśmy dobrych parę minut przed szlabanem, zdecydowani już odjechać, gdyby nie to, że za nami już ustawił się inny samochód.
W końcu szlaban podniesiono i brama otworzyła się, wpuszczając nas do środka. Tam zatrzymaliśmy się w miejscu przypominającym stację obsługi pojazdów i przeczytaliśmy informację po angielsku i francusku (zdjęcie z prawej), żeby wyłączyć silnik, zaciągnąć hamulec i opuścić pojazd.
Ledwo wysiedliśmy z naszego (oczywiście wypożyczonego) samochodu, otworzyły się kolejne drzwi i samochód został "wciągnięty" do środka...
Mąż zażartował, że dobrze, ze chociaż kluczyki nam zostały, bo samochodu być może już nie zobaczymy;))
Na poniższym zdjęciu widać całe "centrum dowodzenia", gdzie otrzymaliśmy paragon z datą zaparkowania i numerem boxu.
Wracając, po zwiedzaniu miasteczka i po uiszczeniu opłaty, w przedsionku mogliśmy na monitorze oglądać przyjazd "naszego" samochodu, oczywiście znowu bez udziału innego kierowcy.
Nie na darmo się mówi, że podróże kształcą... :))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz