Przy wjeździe do francuskiej stolicy perfum, Grasse, od razu wita turystów taki oto drogowskaz:
A na rondzie stoi stara destylarnia;)
Na każdym kroku można znaleźć sklepy i małe sklepiki z mydełkami, świecami zapachowymi, zapachami do domu i różnego rodzaju perfumami i wodami toaletowymi.
Wybór jest naprawdę przeogromny, a bogactwo zapachów aż zapiera dech...
Na jeden z najdziwniejszych parkingów trafiliśmy w Cagnes-sur-Mer. Najpierw staliśmy dobrych parę minut przed szlabanem, zdecydowani już odjechać, gdyby nie to, że za nami już ustawił się inny samochód. W końcu szlaban podniesiono i brama otworzyła się, wpuszczając nas do środka. Tam zatrzymaliśmy się w miejscu przypominającym stację obsługi pojazdów i przeczytaliśmy informację po angielsku i francusku (zdjęcie z prawej), żeby wyłączyć silnik, zaciągnąć hamulec i opuścić pojazd.
Ledwo wysiedliśmy z naszego (oczywiście wypożyczonego) samochodu, otworzyły się kolejne drzwi i samochód został "wciągnięty" do środka... Mąż zażartował, że dobrze, ze chociaż kluczyki nam zostały, bo samochodu być może już nie zobaczymy;))
Na poniższym zdjęciu widać całe "centrum dowodzenia", gdzie otrzymaliśmy paragon z datą zaparkowania i numerem boxu.
Wracając, po zwiedzaniu miasteczka i po uiszczeniu opłaty, w przedsionku mogliśmy na monitorze oglądać przyjazd "naszego" samochodu, oczywiście znowu bez udziału innego kierowcy.
Gdy auto zostało zaparkowane w tym samym miejscu, z którego zostało zabrane, drzwi się otworzyły i mogliśmy do niego wsiąść i odjechać. Nie na darmo się mówi, że podróże kształcą... :))